Nie wiem jak wy, ale ja cieszę się, że 2016 dobiegł już końca. Chociaż krążąc po mediach społecznościowych i słuchając moich znajomych, mogę śmiało przyznać, że nie jestem jedyną osobą, która się tym końcem cieszy. Ten rok był dla mnie dość trudny, zaczynając od problemów z ludźmi, przez podejmowanie trudnych decyzji, kończąc na odkrywaniu siebie. Ogółem nie uważam, że zmarnowałam ten rok, ponieważ lekcje, jakie mi życie dało ogromnie mi się przydadzą (,,nigdy porażka, zawsze lekcja") i będę się starać zawsze na nie patrzeć.
Przyznam się, że nie miałam wcześniej bardziej stresującego roku. Przynajmniej sobie nie przypominam. Prawo jazdy, problemy egzystencjalne, z przyjaciółmi, oczekiwania, zawody. Nagle najbliżsi ludzie, stają się tymi najdalszymi, a najdalsi- najbliższymi. Brałam dużo tabletek na uspokojenie, które często nawet nie pomagały, a ja bałam się o swoje zdrowie. Chociaż do tej pory awaryjnie mam parę na zapas w portfelu. Każdy się śmiał, że przez to schudnę tak, że będę robiła za wieszak na ubrania, myślałam, że chociaż taki plus tego będzie, ale nie- przytyłam 8kg, paradoks i śmiech na sali. Teraz patrząc wstecz, żałuję, że się tak wszystkim przejmowałam. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy zadawałam sobie pytanie "Czy było warto?". Zawsze odpowiedzą na to pytanie było "Nie". Niepotrzebnie wylane łzy, niepotrzebnie niszczyłam sobie zdrowie. Czasem lepiej jest odpuścić. Jeżeli jesteśmy dobrymi ludźmi, dobro zawsze przejdzie na naszą stronę.
Największym minusem jest stracony czas. Chociaż cały czas zastanawiam się, czy słowo ,,stracony" jest tutaj odpowiednie. Z jednej strony uświadamiam sobie ile mogłam zrobić fajnych rzeczy, innych, gdybym spędziła go inaczej, nie marnując czasu na zbędnych ludzi, zbędne rzeczy i godziny patrzenia się w sufit i rozmyślaniu nad tym. Z drugiej patrzę na to ile dzięki temu się nauczyłam. Każde przeżycie, nowa sytuacja jest dla nas wspaniałą lekcją. Nie można nazwać nauki stratą czasu, zawsze kiedy dowiadujemy się czegoś nowego, jest to brylancik wpadający do naszej głowy. Nic nie da nam takich lekcji, jak życie.
2016 był dla mnie rokiem w którym dużo mówiłam, a mało robiłam. Do tej pory w każdym zeszycie znajduję z tyłu kolejne zapiski, projekty, pomysły czy nawet wynalazki. Może dwa moje pomysły się ziściły. Mam ten problem, że kiedy już wpadnę na jakiś pomysł, chciałabym go jak najszybciej zrealizować, siedzę nad każdym, potem zapominam, zajmuję się czymś innym i skaczę od jednego do drugiego, może pod koniec kolejnego miesiąca zajrzę, do tego nad którym pracowałam tydzień temu, bo teraz zajmuję się czymś innym. Kończy się zawsze tak samo- że do końca niczego nie robię. Ustaliłam, że w 2017 roku nie będę popełniała tych błędów. Teraz już wiem, że jeżeli coś zaczynam, jedną konkretną rzecz muszę się nią zająć od początku do końca i cisnąć, aż do skutku. Jeżeli zajmujemy się za dużą liczbą rzeczy, robimy sobie niepotrzebny bałagan i zaczynamy się gubić. To tak jak z bałaganem w pokoju. Położysz na komodzie kanapkę, potem zapomnisz, albo myślisz, że zajmiesz się tym jutro, obok niej jutro ląduje jabłko, potem położysz na to ścierę, albo zrzucisz, w ciągu 3 dni, nie wiesz gdzie to jest, twój pokój zamienia się w kompletny syf. A jak już widzisz, że się nie da przejść, zaczynasz sprzątać i to co zostało jest już na tyle bezużyteczne, że wyrzucasz to do kosza.
Może teraz coś, co naprawdę kocham oooo tak...
Podróże. Podróże kształcą. I chyba nie muszę o tym tak długo pisać, chociaż każdy wie, że mogłabym o tym pisać i opowiadać godzinami. Tyle ile nauczyłam się dzięki podróżom, nie nauczyłam się w szkole z podręcznika. I nie chodzi mi już o to, ile dzieł sztuki zobaczyłam w Petersburgu, ile odwiedziłam muzeów, kościołów, z iloma przewodnikami nie rozmawiałam. Chodzi o zwykłe życie, poznawanie różnych kultur, ludzi, języków, zdobywanie doświadczeń. Uwielbiam poznawać nowych ludzi. Uczyć się od nich, nikt Ci tak nie pokaże cudzej kultury, żaden film, żaden podręcznik... no chyba, że chcesz jedynie się dowiedzieć w jakim roku powstał Teatr Maryjski, ale to każdy głupi potrafi. Mnie zawsze interesowały te mniej turystyczne miejsca, kawiarnie, place, budowle, które mają swoją tajemniczą przeszłość. Poznawanie tamtejszych ludzi, legend, plotek, historii. Życie typowego tamtejszego. I ile się nie nasłuchałam stereotypów o ludziach, że Ruscy to są tacy, że Ukraińcy to tacy, a Włosi to jeszcze inni. Spotykając się z ludźmi, rozmawiając z nimi, nigdy w życiu nie połączyłabym znanych mi stereotypów z poznanymi mi ludźmi. Chyba, że może po prostu nie spotkałam typowego Kowalskiego...
Jednak nikt tak nie trzyma przy ziemi jak wiara w siebie, w swoje możliwości. Trzymanie się swoich ideałów, zasad, ludzi, którzy Cię nigdy nie zawiedli i na których można polegać. Być zawsze z rodziną, nieważne czy tą genetyczną, czy bandą z podwórka. Rodzina to nie tylko więzi DNA, ale to ogrom uczuć, powiązań- ważnych. Czasem więzy krwi nie wystarczają. Olać resztę ludzi, którzy nie mają o nas pojęcia, nie mają żadnego wpływu na naszą przyszłość i na nasze życie. Niektórzy czasem nie są warci abyśmy zamienili z nimi słowo. Są ludzie, którzy zawsze będą chcieli uprzykrzać życie innym aby pokazać się w towarzystwie, zapunktować u kumpli, kiedy powiedzą coś głupiego, byleby otrzymać czyjąś aprobatę. Ludzie zakompleksieni, mający masę swoich problemów na głowie, lub po prostu znudzeni życiem. Zazdrość, zawiść, coś czego oni nie mogą dosięgnąć, albo Ci, którym czegoś brakuje. Zauważyłam, że ludzie często nie lubią innych ludzi, którzy są pewni siebie, mają wszystko w dupie i dążą tylko swoją ścieżką. Z miłą chęcią o tym poczytam, jeżeli podrzucicie mi jakąś książkę. Dla mnie jest to nie do ogarnięcia. Jak można tak bardzo interesować się czyimś życiem i jak może czyjś smutek sprawiać przyjemność, szczególnie, kiedy nic nikomu nie zrobimy.
Po prostu róbmy w życiu swoje, nie zwracając uwagi na innych ludzi. To my rządzimy swoim życiem. Korzystajmy więc z niego ile tylko wlezie, róbmy głupoty, popełniajmy błędy, zbierajmy doświadczenie, przepierdalajmy pieniądze i wystawiajmy głowę z pociągu tylko po to, aby popatrzeć na domy i ludzi wokół torów. Walczmy o nasze.
2016 był rokiem, przez którego nie mogę zliczyć siniaków na dupsku. Pokopał mnie tak, że gdyby tylko miał twarz, to byśmy sobie inaczej porozmawiali. Powinien sobie szukać prawnika.
Jednak uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale dzięki temu wkraczam w 2017 rok z metalowym zadkiem, wieloma zapiskami w dzienniku, które od razu po przeczytaniu dają mi motywację i nakazują się nie poddawać i iść dalej. Tamten rok był rokiem dla mnie. Abym się z niego uczyła ile tylko mogę. Z pewnością zauważyliście moją zaniżoną aktywność na mediach społecznościowych, blogu, wszędzie. Musiałam poświecić czas sobie. I z dnia na dzień czuję się mądrzejsza, zdobywam wiedzę, którą nigdy nie myślałam, że się zainteresuję, uświadamiam sobie z dnia na dzień coraz więcej rzeczy. Jakby nie patrzeć na wszystkie minusy w ciągu całego 2016 roku, wyciągnęłam z niego o wiele więcej plusów. Zobaczyłam kto jest uczestnikiem w moim życiu, a kto tylko obserwatorem, kto podkładał mi kłody, a kto je zabierał. Dziękuję wszystkim, dzięki którym ten rok dał mi tyle ile tylko mogłam zgarnąć dla siebie, którzy pomogli mi zrozumieć kim jestem i czego potrzebuję. Dziękuję tym, którzy zawsze byli przy mnie. Nie zapomnę tego co dla mnie zrobiliście nigdy.
Mam nadzieję, że niektóre moje posty o akceptacji siebie, motywacyjne Wam pomogły i chociaż tutaj nie zmarnowałam tego czasu. Jestem z Wami szczera, chcę jak najwięcej dać od siebie. I chociaż wiem, że moja liczba czytelników znacznie spadła, mój blog nie cieszy się taką popularnością jak kiedyś, czuję się spełniona pisząc tutaj. Od jakiegoś czasu się nawet zastanawiałam, czy może nie napisać książki? Może się to wydawać głupie, ale im więcej piszę tym bardziej czuję, że chciałabym pokazać światu prawdziwą mnie. To co siedzi głęboko, głęboko i nie każdy ma do tego dostęp. Wszystkie moje doświadczenia z tego roku pokazały mi, pokazałam samej sobie, że jestem wartościową osobą. Nie jestem tylko ładnie wyglądającą osobą wstawiającą foteczki na instagrama, ale umiem myśleć, trzymam się swoich zasad i z czasem jestem coraz silniejsza.
Życzę każdemu, aby poczuł się dobrym człowiekiem. Jeżeli sami nie zaakceptujemy siebie, to dlaczego ktoś inny ma nas zaakceptować?
XOXO,
Ola