recent posts

EDEN

2018/11/18

EDEN







I totally GAF

2018/11/16

I totally GAF

Miałam już wiele razy przestoje w pisaniu, ale nie wiem, czy w całej mojej blogerskiej ,,karierze" miałam przypadek, aby w listopadzie pisać dopiero drugi post w roku. Prawdą jest na pewno to, że przez ten rok -oprócz uczenia się do matury- nie zrobiłam nic pożytecznego, czegokolwiek aby rozwijać swoje pasje czy umiejętności. Jakby te jedenaście miesięcy było, ale ich nie przeżyłam. Z tych rzeczy ważniejszych, które działy się w moim życiu mogę wyróżnić jedynie przeprowadzkę do Warszawy, pozbycie się trądziku -chociaż już zdążył mi wrócić, więc w zasadzie tę kwestię można by pominąć- i podjęcie studiów na SWPSie Uniwersytecie Humanistycznospołecznym, na kierunku Psychologia Biznesu. W skrócie jest git i się trzymam! Co nadal nie zmienia faktu, że to był okres w którym byłam najgłupszą wersją siebie. Popełniałam błąd za błędem, także z tego miejsca przepraszam wszystkich ludzi, którzy natknęli się na mnie w tym roku -postanawiam poprawę i proszę o wyrozumiałość, czasami każdy głupieje. Najważniejsze jednak, że zdałam sobie z tego sprawę- tylko nadal pozostaje kwestia- co z tym dalej zrobić?

Jednak w tym roku również nauczyłam się najważniejszej rzeczy, a mianowicie tego, że czas który spędzamy sami ze sobą jest najcenniejszym czasem w naszym życiu. W Kielcach zazwyczaj spacerowałam z psem i za każdym razem, kiedy tylko wracam, powtarzam tę samą trasę. Codziennie. Nic mnie tak nie uszczęśliwia, jak zwierzaczki, a szczególnie moja Bajka, za którą tęsknię każdego dnia i do tej pory nie przywykłam do jej braku w Warszawie. I choć mogłabym o pieskach pisać i rozmawiać całe dnie, to jednak nie ta okazja. Kiedy indziej, obiecuję.
Wracając do tematu...
Jedną z tych rzeczy, które pamiętam, że mnie cieszyły- było pisanie. Może właśnie to wcześniej było tą moją chwilą dla siebie. Nieświadomie miałam przynajmniej parę razy w tygodniu swój rytuał myślenia -z racji tego, że myślenie ogólnie u mnie nieczęsto funkcjonuje- więc kiedy zrezygnowałam z bloga -bo przyznam się, miałam w planach was już porzucić- moim codziennym rytuałem stały się spacery z psem. W Warszawie jednak przez braki dużych parków niedaleko mojego mieszkania, albo chociaż takich, żebym nie bała się po nim chodzić, totalnie nie mam gdzie spacerować. Nie chciałabym też sama, bo to niebezpieczne i smutne, a z kimś, to już nie będzie mój czas. Nie zdawałam sobie sprawy, że życie z dala od mojego rodzinnego domu będzie aż tak ciężkie.
Dzisiaj kiedy myślałam, że sama stracę tylko czas siedząc w mieszkaniu robiąc schabowe -nie ma to niestety nic wspólnego ze najlepszymi schabowymi mojej mamy- moi kochani... doznałam olśnienia. I choć teraz brzmi to całkiem komicznie i śmiesznie -haha, olśnienie- totalnie nie żartuję. Przez przypadek natknęłam się na instagrama Julii Wieniawy, która czasem gdzieś się tam w telewizji czy internecie przewijała, ale jakoś nie zwracałam na jej osobę uwagi, a szczególnie jakoś bliżej na to co robi i czym się zajmuje. Jednak poczytałam, obejrzałam wywiad do DDTVN i pomyślałam sobie ,,zgubiłam się". I nie chcę tu nikogo obrażać, jedynie kogo mogę to siebie. Poczułam, że zgubiłam przez ten rok gdzieś po drodze moje ambicje, moje plany, moje samozaparcie i dążenie do spełnienia wyznaczonych przez siebie celów. Z jednej strony wiedziałam, że marnuję czas, że nic nie robię, ale nie czułam żadnych wyrzutów sumienia. Nawet kiedy wypominała mi to jedna z ważniejszych osób w moim życiu -która praktycznie znała mnie całe życie- kiedyś pewnej nocy na balkonie... nawet się nie przejęłam, jakby wcale te słowa mnie nie dotyczyły. Patrząc na to teraz zastanawiam się jak do tego doszło, że przestałam brać na poważnie słowa osób, które potrafiły nawet przewidzieć, co zrobię zaraz czy co powiem. Kiedy...?
Chciałabym to najlepiej zwalić na nowe miasto, bo wyjeżdżając tu myślałam, że się rozwinę, będę robić coś co idzie razem z wyznawanymi przeze mnie wartościami. Byłam nastawiona na ,,jestem młodą kobietą sukcesu w wielkim mieście and IDGAF!''. Zamiast tego- I totally GAF... Coś nie zaskoczyło jak powinno i wszystko zaczęło iść w totalnie innym kierunku. Cały wolny czas, jaki dla siebie miałam wcześniej zamieniłam na znajomych, imprezy, a nawet kiedy nie miałam planów- wymieniłam go na Netflixa i definitywnie go marnowałam. Czas leciał, a ja nic z tym nie robiłam. Chodziłam niby do pracy, ale każda moja praca od wakacji, była czymś w czym nie czułam się dobrze. Nie czułam się sobą. Wiedziałam, że marnuję czas, bo nigdzie mnie ta praca nie pchnie, jedyne co będę miała to jakieś tam doświadczenie po prostu w pracy, ale to nadal nie to czego chcę od życia. Jakiś czas temu podczas sesji zdjęciowej dla NA-KD oraz hiHybrid, miałam okazję porozmawiać z Martą Polakow, c.o. Tailor Made PR. I strasznie chcę jej za to podziękować, bo to był już pierwszy pewnego rodzaju pstryczek dla mnie, że kurde... mam naprawdę wysokie ambicje, plany, cele i łeb jak sklep (co nawet zostało przez Martę dostrzeżone!)... więc dlaczego siedzę w galerii handlowej, w pracy która mnie nie satysfakcjonuje, a mało tego- nie byłam doceniana, zamiast rozwijać się w swojej branży? I wtedy na wieści, że nie chcą takiej kierowniczki jak ja w sklepie odzieżowym- poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nie chciałam się sama zwalniać, bo czesne na studia opłacam z własnej kieszeni, więc miałam pewnego rodzaju stabilność, że pewnego dnia nie zostanę z brakiem środków na naukę. Jednak od kiedy nie pracuję, nie mam tony obowiązków i papierów nad głową i mogę spokojnie wyjść na miasto nie martwiąc się, czy któraś z dziewczyn przyjdzie mi do pracy jutro, czuję się szczęśliwsza i przede wszystkim... mam większego kopa, żeby szukać czegoś dla siebie, a nie robić byle co, byle robić. Ludzie w Warszawie narzekają strasznie na pracowników, że im się nie chce, że są tacy fu i tacy ble, ale sama z własnego doświadczenia wiem, że tutaj nie siedzi problem w pracownikach, ale pracodawcach. Wymaga się od nas zaangażowania i solidnej pracy, za przykładowe 13,70/h, kiedy bardzo często nie jesteśmy doceniani, mało tego, pracodawcy traktują nas jak roboty i śmieciuszki. Jeżeli wymagamy szacunku od drugiej osoby, sami go dawajmy innym. Nie spotkałam się w stolicy jeszcze z dobrym pracodawcą, mało tego, raz nawet nie została wypłacona mi pensja 👌

Bardzo prawdopodobnie zgubiliście się w tych moich wyplocinach tak samo dawno jak i ja. Zauważyłam, że zawsze na moim blogu do końca nikt nie wiedział o co chodziło, ale może to też dlatego, że zawsze pisze to co mi do głowy przyjdzie i cały mój po kolei tok rozumowania, dokładnie tak, jak jakbym sama ze sobą rozmawiała i nie interesowałoby mnie to, czy ktoś to zrozumie, czy też nie. Całe moje myśli, bez przemyślenia przepisuję tutaj, może dlatego jestem tak bardzo zżyta z tą stroną i ludźmi, którzy od dawien dawna ze mną tutaj są. 

Takim oto sposobem, bezrobotnaja, wracam jak syn marnotrawny do was, ale czuję się, jakbym wróciła własnie do domu. Pomimo tego, że upubliczniam tutaj swoje przemyślenia i dużą cząstkę mnie, czuje się bezpieczna. Życzcie mi powodzenia, bo przyda się! Możecie się spodziewać myślę, że w najbliższym czasie nowych postów, chociaż natłok prac na uczelnię w tym momencie mnie załamuje, bo -jak zwykle, kto by pomyślał- zostawiłam wszystko na ostatnią chwilę i nie wiem jak mi się uda z tym wszystkim wyrobić.


Cudowne zdjęcia oczywiście wykonane przez Szymona Boczka, instagram @szymonboczek

XOXO,
Aleksandra

KIELECCZYZNA

2018/05/28

KIELECCZYZNA





















WSZYSTKIE ZDJĘCIA WYKONAŁ PIOTR MŁYNARCZYK