recent posts

BEAUTY

Fashion

Lifestyle

Kiedyś przyjemność, dziś obowiązek- social media.

2019/02/20

Kiedyś przyjemność, dziś obowiązek- social media.
Wiem, że już dużo ludzi blogów nie pisze i szczerze jest mi z tego powodu ogromnie przykro. Jednak zawsze kiedy mam dużo myśli i chcę to gdzieś "przelać na papier" wybieram bloga. Naprawdę czuję się z tym moim miejscem ogromnie związana i uważam to za taką moją bezpieczną strefę. Pamiętam czasy, kiedy mój blog był nie tylko takim zaufanym miejscem dla mnie, ale robiło się tutaj pewnego rodzaju małe społeczeństwo, w którym każdy mógł liczyć na pomoc drugiej osoby. Była Nasza-Klasa, później Facebook, ask.fm, blogi, Vine i Instagram (teraz chyba na topie można powiedzieć, że jest jakiś TikiTok, ale w życiu tej aplikacji nie obsługiwałam, ewidentnie czuję się na to za stara). I do momentu bloga, uważam moje życie za totalnie prawdziwe sieciowo.
Czasy aska wspominam naprawdę dobrze. Można powiedzieć, że wszyscy popularni mniej lub bardziej ludzie na tej platformie zapoczątkowali w znacznym stopniu manię posiadania ,,followersów" i polubień. Kto miał więcej serduszek pod odpowiedzią był fajniejszy. Jednak nie wiem czy tylko ja tak mam, ale czuję, że jeszcze wtedy zdobywało się ludzi przede wszystkim swoją osobowością. Nie baliśmy się mówić. Wszystkie te dramy były wojną o swoje zdanie. Nie było przerysowanych i pozowanych zdjęć, jak w przypadku instagrama. Były filmiki w wannie jak robimy głupoty, jak dobrze się bawimy i jak spędzamy czas. Opowiadaliśmy i zwierzaliśmy się ze swojego życia, jednak w dość mało inwazyjny sposób. Cieszyliśmy się, nie na pokaz, ale dla siebie. Odkrywaliśmy siebie, swoje problemy, codzienność. Pokazywaliśmy innym, że jesteśmy dokładnie tacy jak oni. Była to naprawdę dobra społeczność. Kontakt z naszymi obserwatorami był bardziej realny, nie mówiliśmy tam "ale Ci zazdroszczę", ale wzajemnie opowiadaliśmy historie. Oczywiście zdarzały się bardzo nieprzyjemne sytuacje, kiedy zostawaliśmy obrażani, co w wielu przypadkach doprowadzało ludzi nawet do samookaleczenia się. Bo w internecie jedna zasada się nie zmienia- wchodząc w ten świat, musisz mieć twardą dupę i widzieć na co się piszesz.
Ogólnie rzecz biorąc, do takich refleksji naszło mnie dziś, kiedy spotkałam się z Anią. Była ze mną od początku mojego aska, bloga i Instagrama, była moim jednym z pierwszych fotografów, to dzięki niej mam połowę zdjęć z tamtego okresu. Wyszłyśmy na poranną kawę do mojego ulubionego miejsca w Kielcach Plac Cafe Bistro. Tam można powiedzieć, że miałam lekkie zderzenie się z rzeczywistością. Na przeciwko mnie zobaczyłam dziewczynę, ubrana w taki typowy dla dzisiejszego Instagrama sposób: czarna koszulka z golikiem i długie luźniejsze spodnie w kancik. I nie chcę tym tutaj nikogo obrażać, też lubię się w klasykę ubrać i czuję się w takim wydaniu bardzo dobrze. Patrząc na nią robiącą zdjęcia na Instagrama kawy z 10 różnych perspektyw widziałam siebie z parę lat temu- uśmiechnęłam się. Jednak co mnie bardzo zabolało to jej słowa. Cała teoria jak to NA INSTAGRAMIE będzie wyglądać, jak to będzie komponowało się z resztą. Ja też cenię sobie estetykę w tym co robię i nie mówię, że moje konto jest w 100% zdjęciami z przypadku, ale patrzyłam na nią i widziałam dziewczynę, która robi to z obowiązku każdej nastolatki. Media społecznościowe nie są już dobrą zabawą- ich prowadzenie stało się obowiązkiem. Idąc na zdjęcia nie myślisz o tym, że jest to twoje hobby i zabawa przed czy za aparatem- ale musisz coś pokazać innym.
Ogromnie mi przykro kiedy patrzę na to co się teraz dzieje. Na instagramie u ludzi totalnie zanika osobowość i ogromnym błędem ludzi jest ocenianie innych po ich mediach społecznościowych. Tam nie ma ludzi, tam są sylwetki wykreowanych przez ludzi jedynie postaci. Nie pokazujemy zazwyczaj swoich słabości, ale same mocne strony, ukrywamy swoją osobowość, wolimy nie ujawniać swojego zdania, bo boimy się hejtu i spadku liczby followersów. Nie wiem jak wy, ale ja nie chciałabym, aby moje dzieci w przyszłości wychowywały się w środowisku kłamstwa. Cieszę się, że załapałam się na tę erę dzieci bez smartphonów, cieszę się, że miałam okazję wspinać się po drzewach, konfrontować się z ludźmi twarzą w twarz, nie za pośrednictwem internetu, cieszę się, że dorastałam i miałam okazję odkrywać siebie. Bo skoro teraz odgrywamy tyle różnych postaci, jak odgadnąć, którą wersją tak naprawdę jesteśmy?

Zdjęcia: Piotr Młynarczyk

EDEN

2018/11/18

EDEN







I totally GAF

2018/11/16

I totally GAF

Miałam już wiele razy przestoje w pisaniu, ale nie wiem, czy w całej mojej blogerskiej ,,karierze" miałam przypadek, aby w listopadzie pisać dopiero drugi post w roku. Prawdą jest na pewno to, że przez ten rok -oprócz uczenia się do matury- nie zrobiłam nic pożytecznego, czegokolwiek aby rozwijać swoje pasje czy umiejętności. Jakby te jedenaście miesięcy było, ale ich nie przeżyłam. Z tych rzeczy ważniejszych, które działy się w moim życiu mogę wyróżnić jedynie przeprowadzkę do Warszawy, pozbycie się trądziku -chociaż już zdążył mi wrócić, więc w zasadzie tę kwestię można by pominąć- i podjęcie studiów na SWPSie Uniwersytecie Humanistycznospołecznym, na kierunku Psychologia Biznesu. W skrócie jest git i się trzymam! Co nadal nie zmienia faktu, że to był okres w którym byłam najgłupszą wersją siebie. Popełniałam błąd za błędem, także z tego miejsca przepraszam wszystkich ludzi, którzy natknęli się na mnie w tym roku -postanawiam poprawę i proszę o wyrozumiałość, czasami każdy głupieje. Najważniejsze jednak, że zdałam sobie z tego sprawę- tylko nadal pozostaje kwestia- co z tym dalej zrobić?

Jednak w tym roku również nauczyłam się najważniejszej rzeczy, a mianowicie tego, że czas który spędzamy sami ze sobą jest najcenniejszym czasem w naszym życiu. W Kielcach zazwyczaj spacerowałam z psem i za każdym razem, kiedy tylko wracam, powtarzam tę samą trasę. Codziennie. Nic mnie tak nie uszczęśliwia, jak zwierzaczki, a szczególnie moja Bajka, za którą tęsknię każdego dnia i do tej pory nie przywykłam do jej braku w Warszawie. I choć mogłabym o pieskach pisać i rozmawiać całe dnie, to jednak nie ta okazja. Kiedy indziej, obiecuję.
Wracając do tematu...
Jedną z tych rzeczy, które pamiętam, że mnie cieszyły- było pisanie. Może właśnie to wcześniej było tą moją chwilą dla siebie. Nieświadomie miałam przynajmniej parę razy w tygodniu swój rytuał myślenia -z racji tego, że myślenie ogólnie u mnie nieczęsto funkcjonuje- więc kiedy zrezygnowałam z bloga -bo przyznam się, miałam w planach was już porzucić- moim codziennym rytuałem stały się spacery z psem. W Warszawie jednak przez braki dużych parków niedaleko mojego mieszkania, albo chociaż takich, żebym nie bała się po nim chodzić, totalnie nie mam gdzie spacerować. Nie chciałabym też sama, bo to niebezpieczne i smutne, a z kimś, to już nie będzie mój czas. Nie zdawałam sobie sprawy, że życie z dala od mojego rodzinnego domu będzie aż tak ciężkie.
Dzisiaj kiedy myślałam, że sama stracę tylko czas siedząc w mieszkaniu robiąc schabowe -nie ma to niestety nic wspólnego ze najlepszymi schabowymi mojej mamy- moi kochani... doznałam olśnienia. I choć teraz brzmi to całkiem komicznie i śmiesznie -haha, olśnienie- totalnie nie żartuję. Przez przypadek natknęłam się na instagrama Julii Wieniawy, która czasem gdzieś się tam w telewizji czy internecie przewijała, ale jakoś nie zwracałam na jej osobę uwagi, a szczególnie jakoś bliżej na to co robi i czym się zajmuje. Jednak poczytałam, obejrzałam wywiad do DDTVN i pomyślałam sobie ,,zgubiłam się". I nie chcę tu nikogo obrażać, jedynie kogo mogę to siebie. Poczułam, że zgubiłam przez ten rok gdzieś po drodze moje ambicje, moje plany, moje samozaparcie i dążenie do spełnienia wyznaczonych przez siebie celów. Z jednej strony wiedziałam, że marnuję czas, że nic nie robię, ale nie czułam żadnych wyrzutów sumienia. Nawet kiedy wypominała mi to jedna z ważniejszych osób w moim życiu -która praktycznie znała mnie całe życie- kiedyś pewnej nocy na balkonie... nawet się nie przejęłam, jakby wcale te słowa mnie nie dotyczyły. Patrząc na to teraz zastanawiam się jak do tego doszło, że przestałam brać na poważnie słowa osób, które potrafiły nawet przewidzieć, co zrobię zaraz czy co powiem. Kiedy...?
Chciałabym to najlepiej zwalić na nowe miasto, bo wyjeżdżając tu myślałam, że się rozwinę, będę robić coś co idzie razem z wyznawanymi przeze mnie wartościami. Byłam nastawiona na ,,jestem młodą kobietą sukcesu w wielkim mieście and IDGAF!''. Zamiast tego- I totally GAF... Coś nie zaskoczyło jak powinno i wszystko zaczęło iść w totalnie innym kierunku. Cały wolny czas, jaki dla siebie miałam wcześniej zamieniłam na znajomych, imprezy, a nawet kiedy nie miałam planów- wymieniłam go na Netflixa i definitywnie go marnowałam. Czas leciał, a ja nic z tym nie robiłam. Chodziłam niby do pracy, ale każda moja praca od wakacji, była czymś w czym nie czułam się dobrze. Nie czułam się sobą. Wiedziałam, że marnuję czas, bo nigdzie mnie ta praca nie pchnie, jedyne co będę miała to jakieś tam doświadczenie po prostu w pracy, ale to nadal nie to czego chcę od życia. Jakiś czas temu podczas sesji zdjęciowej dla NA-KD oraz hiHybrid, miałam okazję porozmawiać z Martą Polakow, c.o. Tailor Made PR. I strasznie chcę jej za to podziękować, bo to był już pierwszy pewnego rodzaju pstryczek dla mnie, że kurde... mam naprawdę wysokie ambicje, plany, cele i łeb jak sklep (co nawet zostało przez Martę dostrzeżone!)... więc dlaczego siedzę w galerii handlowej, w pracy która mnie nie satysfakcjonuje, a mało tego- nie byłam doceniana, zamiast rozwijać się w swojej branży? I wtedy na wieści, że nie chcą takiej kierowniczki jak ja w sklepie odzieżowym- poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nie chciałam się sama zwalniać, bo czesne na studia opłacam z własnej kieszeni, więc miałam pewnego rodzaju stabilność, że pewnego dnia nie zostanę z brakiem środków na naukę. Jednak od kiedy nie pracuję, nie mam tony obowiązków i papierów nad głową i mogę spokojnie wyjść na miasto nie martwiąc się, czy któraś z dziewczyn przyjdzie mi do pracy jutro, czuję się szczęśliwsza i przede wszystkim... mam większego kopa, żeby szukać czegoś dla siebie, a nie robić byle co, byle robić. Ludzie w Warszawie narzekają strasznie na pracowników, że im się nie chce, że są tacy fu i tacy ble, ale sama z własnego doświadczenia wiem, że tutaj nie siedzi problem w pracownikach, ale pracodawcach. Wymaga się od nas zaangażowania i solidnej pracy, za przykładowe 13,70/h, kiedy bardzo często nie jesteśmy doceniani, mało tego, pracodawcy traktują nas jak roboty i śmieciuszki. Jeżeli wymagamy szacunku od drugiej osoby, sami go dawajmy innym. Nie spotkałam się w stolicy jeszcze z dobrym pracodawcą, mało tego, raz nawet nie została wypłacona mi pensja 👌

Bardzo prawdopodobnie zgubiliście się w tych moich wyplocinach tak samo dawno jak i ja. Zauważyłam, że zawsze na moim blogu do końca nikt nie wiedział o co chodziło, ale może to też dlatego, że zawsze pisze to co mi do głowy przyjdzie i cały mój po kolei tok rozumowania, dokładnie tak, jak jakbym sama ze sobą rozmawiała i nie interesowałoby mnie to, czy ktoś to zrozumie, czy też nie. Całe moje myśli, bez przemyślenia przepisuję tutaj, może dlatego jestem tak bardzo zżyta z tą stroną i ludźmi, którzy od dawien dawna ze mną tutaj są. 

Takim oto sposobem, bezrobotnaja, wracam jak syn marnotrawny do was, ale czuję się, jakbym wróciła własnie do domu. Pomimo tego, że upubliczniam tutaj swoje przemyślenia i dużą cząstkę mnie, czuje się bezpieczna. Życzcie mi powodzenia, bo przyda się! Możecie się spodziewać myślę, że w najbliższym czasie nowych postów, chociaż natłok prac na uczelnię w tym momencie mnie załamuje, bo -jak zwykle, kto by pomyślał- zostawiłam wszystko na ostatnią chwilę i nie wiem jak mi się uda z tym wszystkim wyrobić.


Cudowne zdjęcia oczywiście wykonane przez Szymona Boczka, instagram @szymonboczek

XOXO,
Aleksandra

KIELECCZYZNA

2018/05/28

KIELECCZYZNA





















WSZYSTKIE ZDJĘCIA WYKONAŁ PIOTR MŁYNARCZYK

Nie tacy, jak Instagram

2017/12/19

Nie tacy, jak Instagram

Zdałam sobie sprawę, ze nie publikuje w większości prawdziwych wspomnień. Większość instagrama, większość zdjęć na nich publikowanych jest robiona całkowicie pod publikę. Ponieważ ludzie bardzo często tego właśnie oczekują, a my lubimy spełniać oczekiwania innych ludzi. Taka już jest ludzka natura. Lubimy czuć się ważni i lubimy spełniać wymogi, dzięki temu czujemy się docenieni. Ja tez tak mam, przyznam się bez bicia.

Jednak winna się nie czuje, ponieważ w zasadzie jestem tego świadoma. Sama często się pytam, czego moi obserwatorzy oczekują ode mnie. Często publikuje coś, tylko żeby ktoś napisał mi, ze zrobiłam piękne zdjęcie. Chociaż często to wiem, bo przecież brzydkiego bym nie opublikowała. Nic nie sprawia mi takiej satysfakcji, jak dobrze wykonana praca. Instagram już przywykł, żeby taki być. Idealny. Inspirujący. Jednak dopiero teraz poczułam przez to taki smutek. Duża ilość moich obserwujących na snapchacie mówi mi, ze uwielbia mnie za to, ze jestem prawdziwa. Dzięki, naprawdę się... NIEstaram. I dlatego często wybieram snapchata, kiedy chce po prostu pogadać o tym o czym myślĘ, ewentualnie zdobyć jakieś informacje, podzielić się swoimi. Jednak patrząc na mojego instagrama, często czuje się, jakbym przeglądała konto kogoś zupełnie innego. W zasadzie to ktoś zupełnie odwrotny. Moja osobowość jest raczej odwrócona o 180 stopni! Lubię dodawać estetyczne zdjęcia, jednak jakbyście chcieli wejść do mojego pokoju mielibyście spory problem. Owszem jestem bałaganiara (żeby nie powiedzieć syfiarą). Często dodaje estetyczne zdjęcia z restauracji, ale wracając do domu mam na biurku jedzenie czasem nawet sprzed tygodnia. Moi znajomi już nawet się pytają czy mogą się napić wody, która leży obok mojego łóżka, bo często ma parę miesięcy... mówię całkiem poważnie. Nawet ja nie ruszam picia w moim pokoju bo nie pamiętam KTÓRE Z NICH leży tu od wczoraj a które od miesiąca, hahaha. Często tez możecie zauważyć jakieś estetyczne zdjęcia typu flatlay, albo po prostu elementy, które ładnie wyglądają obok siebie. Uwierzcie mi, ale te przedmioty pierwszy raz pewnie leżą obok siebie. Przykro mi się robi, ze patrząc po moim instagramie mogłabym stwierdzić, ze jestem introwertyczka. Nie mam zdjęć ze znajomymi, ani nawet filmików, kiedy się śmiejemy razem. Ale z drugiej strony się tez cieszę, ponieważ ja sama wiem, ze takich zdjęć nawet nie mamy, tylko dlatego, że nikt nie myśli, żeby zrobić jakieś ładne zdjęcie wspólne. Po prostu zbyt dobrze się bawimy i cieszymy swoim towarzystwem. Jedyne zdjęcia jakie mamy, to takie, których lepiej aby reszta świata nie widziała. Spokojnie, pewnie ty tez takie masz.


W tych czasach wszyscy, kiedy zakładamy konta na mediach społecznościowych poddajemy się opinii publicznej. Chociaż sami często oceniamy innych, bo po prostu to (zatwierdźmy już i bądźmy szczerzy) lubimy, to reagujemy gniewem, kiedy ktoś ocenia nas. Jednak właśnie przez nasza potrzebę akceptacji społeczeństwa, manipulujemy nasza osobowością i wklejamy sztuczność na nasze profile. Wiec następnym razem, zanim pomyślicie o kimś, kogo znacie tylko z internetu, w zły, czy tez nawet w dobry sposób, zastanowicie się, co wy sami sobą prezentujecie w internecie. Skoro ty nie przypominasz siebie, skąd możesz mieć pewność, ze ten ktoś, jest właśnie taki, jakim go sobie wyobrażasz.

I nie chodzi mi o to, żeby nagle publikować wszystko co prawdziwe. Właśnie dzięki temu, ze tego nie publikujemy zachowujemy nasza prywatna strefę, do której niekoniecznie cały świat powinien mieć dostęp. I chociaż wszystko to co pisze jest tak oczywiste, często zwyczajnie nie jesteśmy tego świadomi. I o to właśnie chodzi z tym postem. O świadomość.

Bo przecież wiem to wszystko. Ale nadal będę postować super outfity, chociaż zdecydowanie wole nosić dresy.

Chce inspirować. Po prostu sprawia mi to przyjemność.


RECENZJA: NEUTROGENA VISIBLY CLEAR

2017/11/28

RECENZJA: NEUTROGENA VISIBLY CLEAR

Łał, dawno tutaj nie pisałam recenzji produktów, więc musicie mi wybaczyć, ale wyszłam trochę z wprawy. Jak wiecie w całej mojej kosmetycznej karierze stosowałam setki produktów, które miałam nadzieję, pomogą mi w odzyskaniu mojej czystej cery. Jednak nadal się męczę i coś czuję, że problemu się tak szybko nie pozbędę. A odwiedziłam już wiele gabinetów lekarzy- najwidoczniej muszę to przeboleć.

Przez ostatni miesiąc testowałam cała serie kosmetyków marki Nautrogena Visibly Clear i chciałam się podzielić wrażeniami. Otóż może sama pielęgnacja na trądzik mi nie pomogła, za to o wiele lepszy mam teraz stan skory. Najbardziej chyba z całej serii przypadła mi maseczka, która po nałożeniu dawała taki suuuper efekt świeżości. No coś cudownego. Oraz drugim moim ulubieńcem jest krem nawilżający, który przerósł rangą nawet swojego poprzednika z Ziaji. Ogólnie seria pod względem kosmetycznym- 7/10, bo moja skóra jest mięciutka, nie przetłuszcza się, do tego tez produkty nie zapychają, jednak na trądzik mi dała niewiele.


Krem nawilżający- czyli mój ulubieniec z całej serii. Dlaczego? Jest przede wszystkim lekki, łatwo się wchłania, zapewnia nawilżenie przez cały dzień, nie zapychając przy tym porów. Formuła pomaga minimalizować ślady po wypryskach dla zdrowego wyglądu cery. Skóra pozostaje miękka, wyraźnie oczyszczona, a jej koloryt wyrównany. Daje ten efekt zimna, takiego totalnego oczyszczenia. Do tego wiem jak trudno znaleźć krem nawilżający, który nie zapycha naszych porów. Nie jest wodnisty, nie podrażnia skóry, jest naprawdę idealny dla mnie i spełnia wszystkie moje oczekiwania.

Oto kolejny mój ulubieniec, czyli Żel myjący i maska do twarzy 2 w 1. Według opisu ma redukować wypryski już od pierwszego użycia i chronić przed powstawaniem nowych. Skóra po zabiegu powinna być oczyszczona, odświeżona i wyglądać zdrowo. I trudno się nie zgodzić. Od razu po nałożeniu czujemy, że nasza skóra jest przede wszystkim odświeżona. Daje trochę taki efekt mrożenia, co ja bardzo w kosmetykach do pielęgnacji twarzy sobie cenię. Produktu można użyć na dwa sposoby: jako maseczki i żelu myjącego.
Żel myjący: zaczynamy od zwilżenia twarzy wodą, następnie niewielką ilość żelu rozprowadzamy na dłonie i wcieramy w skórę twarzy do powstania piany. Pod koniec spłukujemy obficie wodą.
Jako maseczka: Nakładamy cienką warstwę maseczki na twarz i pozostawiamy na 5 minut. Po upływie czasu spłukujemy wodą, a resztki usuwamy wacikiem. Ja maseczkę stosuję najczęściej razem z moją gąbeczką soniczną, która perfekcyjnie się tu sprawdza przy zdejmowaniu.
Zazwyczaj przy tym produkcie stosowałam maseczkę, ponieważ szczerze maseczki uwielbiam i jestem ich fanką. Także polecam każdej dziewczynie spróbować.


Każdy z tych produktów jest stworzony we współpracy z dermatologami, także cała ta seria posiada beztłuszczową formułę, zawiera kwas salicylowy i jest odpowiednia dla skóry wrażliwej. Zawiera również technologię ClearDefend, która:
→ dogłębnie oczyszcza pory, pomagając redukować istniejące wypryski,
→ nie narusza bariery ochronnej skóry pozostawiając większość naturalnie występujących w niej składników odżywczych, aby skóra była bardziej odporna na powstawanie nowych wyprysków.

Kosmetyki, myśląc ekonomicznie, są bardzo wydajne. Na zdjęciu poniżej możecie zauważyć ich spożytkowanie w ciągu miesiąca przy codziennej pielęgnacji.

Nautrogena nauczyła mnie przede wszystkim systematyczności. Myślę, że stan mojej skóry nie polepszyłby się tak bardzo gdyby nie codzienna pielęgnacja rano i wieczorem. Polecam bardzo Żel do mycia twarzy z pąpeczką, do porannego mycia od razu po wstaniu i wieczornego mycia tuż przed snem. Tonik micelarny zawsze używałam po całej pielęgnacji, albo po zmyciu makijażu i przed nałożeniem kremu nawilżającego. Maseczkę stosowałam na zmianę z peelingiem co wieczór. Myślę, że taki system stosowania był naprawdę dobry, jednak zawsze możecie dopasować wszystko do swojego czasu i potrzeb.


POST NIESPONSOROWANY. RECENZJA JEST MOJĄ OBIEKTYWNĄ OPINIĄ NA TEMAT PRODUKTÓW W NIM PRZEDSTAWIONYCH.

BEDROOM SERIES X SANSLO

2017/11/27

BEDROOM SERIES X SANSLO
W zasadzie sesja ta ma już z półtora roku, ale nie wiem dlaczego nigdy jej tu nie opublikowałam. Cała seria robiona przez fotograf Maję Wiraszkę, miała na celu ukazanie naturalnego piękna, tacy jak się budzimy. Oto więc ja i Emma w swoim naturalnym środowisku. Takie, jakie po prostu jesteśmy. Uśmiechnięte, cieszące się życiem nastolatki, które starają przekazać innym to co najważniejsze- wiarę w siebie i swoje możliwości, to, że warto sięgać po ryzyko i, że nie ma nic mocniejszego, jak miłość do siebie i swojego ciała.